Łucja Pinczewska-Gliksman
Opatówek - to miasteczko jakich wiele. A jednak ci, którzy się tu urodzili lub choćby spędzili dzieciństwo i młodość myślą o nim z sentymentem i wzruszeniem. Atmosfera miasteczka, niegdyś znacznego ośrodka przemysłu sukienniczego, a także jego najbliższe otoczenie kształtowałv wrażliwość mieszkańców. Wądoły, rzeka, rozległe łąki i las są bliskie wszystkim, którzy się tu wychowali. Może dlatego Opatówek może poszczycić się twórcami, którzy czerpiąc natchnienie w rodzinnych stronach nigdy się go nie wyrzekli. Stefan January Giller podpisywał swoje utwory - "Stefan z Opatówka", a Eligiusz Kor-Walczak poświęcił wiele serdecznych wspomnień, wierszy i opowiadań miasteczku róży wiatrów.
Kilka lat temu ukazały się w "Ziemi Kaliskiej" felietony Piotra Łuszczykiewicza (posiadającego w swoim życiorysie również opatowską kartę), poświęcone wierszom Łucji Pinczewskiej - Gliksman. Dla większości opatowian była to pierwsza informacja o istnieniu poetki, która jest wnuczką i córką znanych i szanowanych przed wojną właścicieli fabryki lalek w Opatówku - Pinczewskich. Zaskoczenie było tym większe, że wiersze były o Opatówku. Więcej o poetce urodzonej w Opatówku, a mieszkającej w dalekim Izraelu dowiedzieliśmy się z książki Piotra Łuszczykiewicza zatytułowanej "Po balu" (Warszawa 1997), w której jeden z esejów jest poświęcony Łucji Gliksman. Później przyjechał do Opatówka redaktor "Gazety Poznańskiej" Zbigniew Pakuła, który zajmuje się tematyką żydowską i kilkakrotnie odwiedził panią Łucję w Tel Awiwie. W końcu zjawiła się ekipa telewizji poznańskiej realizująca film o tej niezwykłej kobiecie. Rodzina Pinczewskich odżyła także we wspomnieniach Marii Królewiczowej, której ojciec był majstrem w fabryce lalek i która doskonale pamięta babkę pani Łucji - Annę Pinczewską.
W 1999 roku I program Polskiego Radia nadał reportaż Alicji Maciejowskiej poświęcony Łucji Pinczewskiej - Gliksman. Po raz pierwszy usłyszałam głos poetki, która pomimo tak długiej (od czasów II wojny światowej) rozłąki z Ojczyzną mówi piękną polszczyzną. Wspomnienia przeplatane nastrojową muzyką i wierszami zrobiły na słuchaczach wielkie wrażenie. Pani Łucja przyznaje, że choć w Polsce przebywała w wielu wyjątkowych miejscach, to dla Niej skurczyła się ona do Opatówka i do Warszawy. Do tych miejsc czuje nostalgię i o nich myśli najczęściej. Zrozumiałam, jak bliskie i drogie są poetce opatowskie wspomnienia, opatowska przyroda i ludzie. Wzruszyłam się gdy opowiadała o swojej ulubionej w dzieciństwie zabawie w budowanie mostów: "Jawor, Jawor...". Ciągle słyszę Jej pytanie skierowane do najmłodszych : "Dzieci opatowskie, czy się jeszcze tak bawicie? Budujcie dzieci mosty, budujcie mosty między ludźmi, chociaż ja już przez nie nie przejdę". Jakże aktualny jest ten apel skierowany nie tylko do dzieci, ale do nas wszystkich, właśnie teraz, gdy budowanie mostów okazało się sprawą tak trudną.
Reportaż pokazał skomplikowane, tragiczne losy profesor Łucji Pinczewskiej - Gliksman i Jej rodziny.
Łucja Pinczewska urodziła się w Opatówku 14 października 1913 r. Najtrwalsze obrazy z Jej dzieciństwa to przyroda - bzy kwitnące w pobliżu fabryki, sosnowy las i rosnące na jego skraju dziewanny, niezapominąjki nad stawem, łąki z różowymi firletkami, sad i ogród warzywny. To właśnie przyroda jest częstym bohaterem Jej utworów. Z wczesnego dzieciństwa pani Łucja pamięta także Stefana Gillera. który był już wtedy staruszkiem. Najważniejszą postacią w rodzinnym domu Pinczewskich była babka pani Łucji - Anna, która prowadziła jeden z działów fabryki, a także zajmowała się dużym czternastopokojowym domem. Była to samodzielna, bardzo elegancka kobieta.
Łucja Pinczewska-Gliksman
Młodość spędziła pani Łucja w Warszawie, gdzie ukończyła gimnazjum, a potem studiowała polonistykę w Uniwersvtecie Warszawskim. Była wyjątkowo zdolną uczennicą, bardzo ładną i pogodną dziewczyną. Miała wielu przyjaciół, którym pozostała wierna aż do ich śmierci. Jedna z koleżanek szkolnych wspomina jej warszawski dom. w którym panowała serdeczna atmosfera,a takie jej trzech przystojnych, wykształconych braci. Na wakacje i w święta rodzina Pinczewskich zjeżdżała się do Opatówka. To prawdopodobnie tutaj powstały pierwsze wiersze publikowane na łamach "Gazety Kaliskiej".
W Opatówku pani Łucja zaprzyjaźniła się z Erną Schumann Wiewiórkowską, która prowadziła księgowość fabryki. Ta przyjaźń przetrwała w korespondencyjnych kontaktach aż do śmierci pani Erny w 1989 r. W serdecznej pamięci pani Łucji pozostały także proste kobiety - Bieniaszkowa i Cieślakowa z Kolonii (Tłokini), którą odnajdujemy w jednym z wierszy.
Jeszcze przed wojną rodzina utraciła dwie bliskie osoby. Najpierw w Brukseli zginął tragicznie brat pani Łucji wraz z żoną, a pół roku później na zawał serca zmarł ojciec, co było konsekwencją wcześniejszej tragedii.
Wybuch wojny zastał Łucję Pinczewską w Warszawie. W swoim reportażu wspomina, że ona, miłośniczka Mickiewicza i Norwida, już w pierwszych dniach wojny boleśnie zetknęła się z antysemityzmem. W początkach okupacji przedostała się wraz z mężem - lekarzem do Lwowa. Później dołączyła do niej matka i dwaj bracia - adwokaci. Młodszy z braci - po krótkim czasie został aresztowany i znalazł się w łagrze, a ona z matką i starszym bratem została zesłana za Ural, gdzie pracowała ciężko w kopalni węgla. Utraciła wówczas kontakt ze swoim mężem, który zginął w nieznanych jej okolicznościach. W czasie pobytu na Syberii jej maleńki pokoik był ostoją polskości. Schodziła się tu młodzież, a matka i brat, którzy byli bardzo muzykalni, uczyli pieśni Moniuszki i Karłowicza. Natomiast pani Łucja była nauczycielką literatury polskiej. Znając wiele utworów literackich na pamięć mogła w wojennych warunkach bez książek uczyć na Syberii polskie dzieci. Oczywiście jej działalność napotykała wiele przeszkód, które potrafiła pokonywać odważnie i z godnością, a czasem nawet z humorem.
Na mocy porozumień polsko-radzieckich z lipca 1941 roku rodzina Pinczewskich została zwolniona z przymusowej pracy. Brat wstąpił do armii Andersa, a pani Łucja udała się do Kujbyszewa, gdzie mieściła się polska ambasada. Dostała tam pracę w Tadżykistanie w Delegaturze Rządu Polskiego przy rejestracji byłych polskich więźniów i zesłańców napływających do Tadżykistanu z całego Związku Radzieckiego. Była świadkiem wielu ludzkich tragedii. Po przebytej ciężkiej chorobie ewakuowała się razem z matką do Teheranu. gdzie od Polaka - kaliszanina - dowiedziała się o śmierci brata Adama. To był kolejny cios, który spowodował nawrót choroby więźniów i zesłańców - pelagry.
W końcu obie kobiety dostały się do Palestyny, gdzie pani Łucja pracowała w różnych polskich placówkach. W redakcji czasopisma "W drodze" współpracowała z Władysławem Broniewskim. którego znała jeszcze z Warszawy. Później, po jego śmierci. pisała o nim w paryskiej "Kulturze" wspominając warszawskie czasy. W Jerozolimie tworzyła wiersze po polsku, które bardzo podobały się przyjaciołom i znajomym, ale bardzo rzadko je publikowała. Po likwidacji polskich placówek w Jerozolimie Łucja Pinczewska przeniosła się do Tel Awiwu. Tam spotkała profesora Jerzego Gliksmana. Był on wielką miłością Jej życia. Po ślubie pani Łucja wyjechała z mężem do Ameryki, gdzie ukończyła Uniwersytet w Chicago, później Uniwersytet Harwardzki. Uczyła się, potem wykładała literaturę słowiańską, długo podróżowała wraz z mężem, zawarła wiele przyjaźni z wybitnymi Polakami, między innymi z. Józefem Czapskim, którego wspomina bardzo serdecznie.
Ten szczęśliwy okres w Jej życiu przerwała w 1958 roku śmierć profesora Gliksmana. Pani Łucja dokończyła jeszcze rozpoczętą pracę męża o prawie w Rosji Sowieckiej, ale po jej skończeniu zupełnie się załamała. Pomimo życzliwości i pomocy znajomych Polaków postanowiła opuścić Amerykę i wyjechać do Izraela do matki. I tak ponownie trafiła do Tel Awiwu, gdzie mieszka do dnia dzisiejszego. Matka pani Łucji wkrótce zmarła, potem zmarł ostatni brat, którym opiekowała się pod koniec jego życia. W niedługim okresie straciła wszystkich swoich bliskich. Nie zaprzestała jednak pracy naukowej. Pisze rozprawy naukowe i wysyłała je do Ameryki, udziela lekcji języka angielskiego, francuskiego i włoskiego. W wieku siedemdziesięciu lat zaczęła uczyć się języka japońskiego, a po osiemdziesiątce - hiszpańskiego. Przez wiele lat opiekowała się także ciężko chorym przyjacielem. pisarzem polskim - Leo Lipskim, ale i on już nie żyje.
W swoich wierszach Łucja Pinczewska - Gliksman często wraca wspomnieniami do miejsca swego urodzenia - do Opatówka. I choć spędziła tu najwcześniejsze lata swego życia wraca tu takie myśląc o tym, co nieuniknione - o śmierci. W jednym ze swoich ulubionych wierszy poetka mówi:
"Boże, jeżeli kiedyś zabierzesz mnie do siebie,
Pozwól mi starą ziemię odnaleźć w Twoim niebie"
Poezja Łucji Pinczewskiej - Gliksman jest prawie nieznana w naszym kraju. A przecież jest to polska poezja, wysoko oceniana przez literaturoznawców. Zwłaszcza my, mieszkańcy ziemi, która żyje w twórczości poetki powinniśmy ją poznać.
Łucja Pinczewska-Gliksman zmarła dnia 31.12.2002 r. w Tel Awiwie. Została pochowana na cmentarzu Petah Tikva.
***
O Łucji Pinczewskiej-Gliksman napisała także Magdalena Krytkowska.