Jan Jaskuła z dziada pradziada opatowianin, wieloletni sołtys przed pierwszą, jak i w czasie I wojny światowej. Człowiek niesłychanie pracowity, zajęty własnym gospodarstwem, ale też i pracą związaną z sołtysowaniem. Interesowała Go nie tylko tradycyjna uprawa zbóż, ale zaczął prowadzić na szeroką skalę uprawę warzyw i zaopatrywał nimi rynek miejscowy i kaliski. Pierwszy zastosował w Opatówku w swoim gospodarstwie młocarnię bębnową, wysłał syna na praktykę rolniczą do majątku Kawczyńskiego w Poznańskiem, jedną córkę do szkoły rolniczej w Pszczelinie, drugą do gimnazjum w Kaliszu, a potem na studia uniwersyteckie w Krakowie.
W wolnych chwilach, a szczególnie w okresie zimowym, dużo czasu poświęcał lekturze, a umiłowanymi jego pisarzami byli H. Sienkiewicz i J.I. Kraszewski. Znał ich utwory na wylot, z przyjemnością prowadziło się z nim rozmowy na tematy z przeczytanych książek. Czytał również bieżącą prasę, która jednak do Opatówka docierała sporadycznie.
Wspaniały narrator, bajarz i ukryty polityk, W jesienno-zimowe wieczory w jego domu zbierali się liczni jego znajomi (Mazurek, Żarnecki, Szymański, Miluścy, mój ojciec i wielu innych) i każdy z nich na swój sposób opowiadał niesamowite przygody z własnego życia, a były to najczęściej duchy, mary, upiory, błędne ogniki, z którymi się spotykali na rozstajnych drogach czy rozległych polach i łąkach. Po takich spotkaniach aż strach było wracać do domu ciemnymi ulicami miasta. Byłoby błędem sądzić, iż wyłącznie dla takich tematów odbywały się te spotkania. Wszak ten przodujący rolnik w osadzie miał dużo do powiedzenia na tematy rolnicze i hodowlane. Niewątpliwie jako osoba "urzędowa" - sołtys - ocierając się o władze gminne miał możliwość zasięgnięcia wielu informacji. Nie brakowało więc tematów politycznych i historycznych, Opowiadano o Powstaniu Styczniowym i walkach powstańców w okolicach Opatówka, o pacyfikacjach i zesłaniach na Sybir. Poruszano tematy aktualne. Pamiętam jeden z takich wieczorów, kiedy oglądano jakieś dokumenty dotyczące Sybiraków. Myślę, że te "nocne Polaków rozmowy" mogły być inspirowane przez jego sąsiada, Stefana Gillera, z którym spotykał się codziennie. Dziś powiedzielibyśmy, klub, świetlica, tak, tylko samorodna, a w swoim działaniu bardzo skuteczna. My - dzieci, którym nieraz pozwalano przysłuchiwać się tym rozmowom - gorąco to przeżywaliśmy.
Jan Jaskuła mieszkał w sąsiedztwie remizy strażackiej, tzw. "budy" i w wypadku alarmu pożarowego jego konie były zawsze do dyspozycji strażaków, niezależnie od odległości i pory roku. Rzucał wtedy nawet pilne prace polowe i wraz z końmi meldował się przed remizą na pierwszy alarm, za takie czynności wtedy nie płacono. Brał udział we wszystkich pracach związanych z sołtysowaniem. Stąd też jego kontakty z tzw. "dziadami" wędrującymi po kraju. Musieli się oni meldować u sołtysa, który wyznaczał im kwatery. Najczęściej zatrzymywał ich u siebie, a oni z kolei przynosili mu wiadomości z kraju i ze świata. Taki był wówczas jeden z głównych "środków przekazu" na wsi.
W środowisku był szanowany, pomagał, doradzał, rozstrzygał wiele spraw, słowem był autorytetem.
"Opatowianin", czerwiec 1997