O Austrii coraz częściej mówi się jako o wielkiej turystycznej potędze Europy. Nic w tym dziwnego, skoro rząd tego kraju rokrocznie przeznacza ogromne kwoty na promocję różnych form turystyki. Turyści z całego świata chętnie odwiedzają ten alpejski kraj, który dla nas Polaków staje się także dość atrakcyjny, gdyż położony stosunkowo blisko od naszych granic oferuje szereg atrakcji w cenach znacznie niższych niż w Szwajcarii, Alpach Francuskich czy Włoskim Tyrolu. Za odwiedzeniem Austrii przemawia również świetne zaplecze hotelowe i campingowe. Niezliczone ilości schronisk, pensjonatów i kwater prywatnych reklamowane są w miejscowych punktach informacji turystycznej, które wręcz zasypują ofertami przybyszów.
Dla mnie najważniejszym powodem, dla którego zdecydowałem się odwiedzić ten kraj, jest jego czystość. W latach osiemdziesiątych utworzono tzw. listę ekologiczną, na której znalazły się punkty dotyczące m. in. ilości oczyszczalni ścieków, filtrów przemysłowych, programów edukacyjnych związanych z ochroną środowiska naturalnego itd. Według ostatnich statystyk światowych organizacji ekologicznych Austria zajmuje I miejsce w świecie pod względem czystości oraz ilości osób spędzających w sposób aktywny i ekologiczny czas wolny. To dziwne, bo choć w Austrii przypada więcej samochodów na rodzinę niż w Polsce, to jednak Austriacy wolą spędzać wolne chwile na wycieczkach rowerowych.
Wiele słyszałem o tamtejszych, świetnie przygotowanych trasach rowerowych, których gęsta sieć dociera w najodleglejsze zakątki kraju. Ponieważ od wielu lat jestem gorącym zwolennikiem tej właśnie formy turystyki, postanowiłem przekonać się osobiście, czy w istocie w Austrii promuje się turystykę na dwóch kółkach.
Podróż jak zwykle przygotowałem bardzo starannie. Dokładny przegląd roweru, z uwzględnieniem wymiany smarów i centrowania kół, to warunek bezpiecznej i przyjemnej jazdy. Oczywiście takich niespodzianek, jak choćby przysłowiowe "złapanie gumy" nie sposób przewidzieć, toteż niezbędne akcesoria i narzędzia zabrałem ze sobą.
Już sam początek wyprawy rozpoczął się miłym akcentem, kiedy na granicy czesko-austriackiej miły kulturalny celnik zapytawszy o charakter mojej podróży, z radością udzielając kilku cennych wskazówek, życzył mi udanego i przyjemnego pobytu w Austrii.
Ruszyłem na spotkanie z przygodą. Pierwsze kilometry podróży upłynęły w dość monotonnym terenie, toteż nie zatrzymując się nigdzie na dłużej, dotarłem do stolicy.
O takich miastach, jak Wiedeń, można pisać bez końca, albo wcale, dlatego pominę go w mojej relacji, gdyż sądzę, że jest on już stosunkowo dobrze znany Polakom. Po zaliczeniu największych atrakcji, starym zwyczajem postanowiłem nieco bardziej zagłębić się w boczne, mniej znane, aczkolwiek pełne uroku uliczki. To właśnie w takich miejscach można dopiero zobaczyć prawdziwe oblicze miasta. Przytulne, ciche kawiarenki, parki i skwery, po których spacerują pary zakochanych, dają wrażenie jakby czas zatrzymał się w miejscu, a życie nabierało innego znaczenia, bez pośpiechu, hałasu i pędzących samochodów. Myślę, że wielu turystów wraca z Wiednia z nieco mylnymi wyobrażeniami o tym mieście. Podczas kilkudniowego pobytu, kiedy pospiesznie przemieszczają się z jednego muzeum do drugiego, trudno dostrzec prawdziwy obraz tego jakże urokliwego miasta. Komu jednak uda się zatopić w jego niepowtarzalną atmosferę, temu Wiedeń z pewnością ukaże się w pełnej świetności.
Ze stolicy ruszyłem w kierunku granicy węgierskiej, w stosunkowo mało nam znany region nad jeziorem Neusiedler. Okolice te słyną przede wszystkim z uzdrowisk z gorącymi źródłami, do których przybywają kuracjusze niemal z całej Europy. Znakomita sieć ścieżek rowerowych pozwala na bliższe zapoznanie się z okolicą. Podążając wzdłuż granicy z Węgrami, a dalej ze Słowenią dotarłem w rejon południowej Styrii. Kiedy zwiedzałem te okolice była już jesień, która tutaj jest szczególnie długa i słoneczna. Alpy osłaniają od północy i zachodu całą dolinę rzeki Mury, a znad Niziny Węgierskiej napływa ciepłe powietrze. O tym, że klimat jest tu prawie południowy, świadczą rozległe winnice, wśród których usytuowano malownicze trasy piesze i rowerowe. Nie ma tu tylu zabytków co w Wiedniu czy Salzburgu, ale dla spragnionych ciszy, czystości i spokoju to wymarzone okolice. Jak okiem sięgnąć, rozciągają się łagodne wzgórza skąpane w słońcu, a co pewien czas ukazują się niewielkie miasteczka i wioski, gdzie ukryte wśród drzew kościółki mają niepowtarzalny charakter. Odwiedziłem schludne miasteczka Klöch, Halbenraim i największe w tym rejonie Bad Radkenburg, choć i ono ma zaledwie kilka tysięcy mieszkańców. Styria nazywana jest często zieloną krainą, ponieważ większą część jej powierzchni zajmują lasy, łąki i winnice. Jej stolicą jest Graz, gdzie znajdują się liczne zabytki - kościoły gotyckie i barokowe, renesansowy ratusz oraz ruiny zamku na Schlössbergu. Niestety, zauważyłem ze smutkiem, że wiele wycieczek z Polski omija ten stary gród, podążając w pośpiechu do Włoch, a szkoda, bowiem jest to miejsce warte kilkugodzinnego postoju.
Trasa mojej dalszej wędrówki przebiegała przez urocze miasteczka południowej części kraju. Niektóre z nich, pomimo położenia poza głównymi szlakami turystycznymi, oferują wiele atrakcji. I oczywiście jak wszędzie, wspaniałe ścieżki dla rowerów, które są udogodnieniem zarówno dla samych rowerzystów, jak i kierowców samochodów, którzy nie muszą już zwracać szczególnej uwagi na podążających wzdłuż drogi cyklistów.
Im dalej na południe tym wyżej, co mogłoby wydawać się sporym utrudnieniem dla rowerzystów, jednakże widoki, jakie ukazują się przed oczami, rekompensują każdy wysiłek.
Przemierzając wysokie przełęcze Koryntii podziwiałem wspaniałe widoki i dwa dominujące w tym krajobrazie kolory - błękit jezior i biel lodowców. Góry Koryntii to wymarzony teren dla miłośników aktywnego wypoczynku. Mnóstwo tu szlaków do uprawiania turystyki wysokogórskiej. Ogromnym powodzeniem cieszą się organizowane tu często spływy pontonowe po spienionych rzekach. Na stromych zboczach zbudowano dziesiątki kilometrów szlaków do jazdy rowerami górskimi. W zapierającej dech w piersiach scenerii, podążałem przez bajecznie czyste miasteczka Gurk, Glödnitz i Sirnitz na północ w kierunku Salzburga.
Powszechnie uważa się Salzburg za jedno z najpiękniejszych miast Europy, i istotnie, nie ma w tym cienia przesady. Leżący u podnóża Alp otoczony amfiteatralnie przez ich szczyty, obok Wiednia przyciąga największą liczbę turystów -odwiedzających Austrię. Salzburg to miasto Mozarta, toteż przybywający tutaj turyści pierwsze kroki kierują najczęściej w stronę domu przy Getreidegasse 9, gdzie genialny kompozytor przyszedł na świat. Mnie osobiście najbardziej utkwił w pamięci widok o zachodzie słońca na twierdzę Hohesalzburg. W tym mieście poleciłbym każdemu zatrzymać się dłużej.
Po nacieszeniu oczu i duszy wspaniałościami Salzburga ruszyłem dalej, by przekonać się jak bardzo Austriacy kochają wycieczki rowerowe wzdłuż Dunaju. To prawda, że tym, czym dla narciarzy Kasprowy Wierch, a żeglarzy Mazury, tym dla cyklistów z całej Europy szlak rowerowy wzdłuż Dunaju. Podąża się tu bezpieczną, dobrze oznakowaną trasą, mijając po drodze malowniczo położone wsie i miasteczka. Wśród krajobrazu winnic i sadów co pewien czas zza mgły wyłaniają się majestatyczne ruiny zamków. Nie można oczywiście pominąć takich miejscowości jak Linz, Melk czy Krema, aczkolwiek cały szlak obfituje w szereg atrakcji. Do tego świetne zaplecza gastronomiczne, noclegowe i campingowe czynią tę ponad 200 kilometrową trasę rajem dla rowerzystów.
I tak po ponad 2-tygodniowej wędrówce dotarłem ponownie do Wiednia, tym razem zwiedzając jego okolice. Wracałem przez Czechy odwiedzając po drodze Brno i Ostrawę. Po przekroczeniu polskiej granicy zahaczając jeszcze o Gogolin i sanktuarium na Górze św. Anny, w słonecznej, lecz już nieco chłodnej aurze podążałem w kierunku Ostrowa. Ostatnim postojem okazał się Antonin, gdzie w pałacyku myśliwskim Radziwiłłów, przy kawie i wspaniałych lodach, jeszcze raz wróciłem myślami do miejsc, które zwiedziłem i ludzi, których poznałem podczas całej wędrówki. Moja rowerowa przygoda z Austrią dobiegła końca.
Podsumowując sądzę, że wielkie walory poznawcze, wspaniałe krajobrazy i czystość to argumenty, które z pewnością zachęcą wielu do odwiedzenia tego alpejskiego kraju. O tym jak wiele zdrowia daje jazda na rowerze, nie muszę chyba nikogo przekonywać, toteż śmiało mogę polecić każdemu tę formę spędzenia wakacji. Warto zaplanować sobie urlop nie w autokarach czy zatłoczonych pociągach, lecz w bliskim kontakcie z przyrodą, czego niewątpliwie dostarcza turystyka rowerowa. I nie chodzi tu wcale, by wybierać się od razu w długie, dalekie wyprawy, ale stopniowo wydłużając trasy, rozpocząć od zwiedzenia najbliższej okolicy. Jest to godne polecenia zarówno dla dzieci i młodzieży jako wspaniała lekcja przyrody i geografii, jak również i starszych, których gorąco zachęcam do uprawiania tego rodzaju turystyki. Bo czy może być coś przyjemniejszego niż jazda na rowerze wiejską drogą, w chłodny letni poranek? Po takim urlopie na pewno wrócą Państwo wypoczęci, z gorącym postanowieniem spędzenia kolejnych wakacji na dwóch kółkach.
"Opatowianin", październik 1996