Korespondenci - Na dwóch kółkach...


Sens pielgrzymowania...

Piotr Kuczyński

Kiedy zbliża się ten dzień raduje się moja "rowerowa dusza", że po raz kolejny dane mi będzie podążać na rowerze do jasnogórskiego klasztoru. Ta magiczna data to oczywiście 15 sierpnia...

Tradycyjnie, już od wielu lat przygotowuję wraz z moim serdecznym towarzyszem wędrówek - Rafałem Janickim z Kalisza pielgrzymkę rowerową na Jasną Górę. Być może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego (w końcu tylu ludzi podąża pieszo), gdyby nie fakt, iż co roku układam inną trasę zmierzającą do Częstochowy. To w gruncie rzeczy nie jest wcale takie proste, gdyż większość najkrótszych i najdogodniejszych dróg już przemierzyliśmy. Wobec tego nasze pielgrzymki z roku na rok stają się coraz dłuższe. Ułożyłem tym razem rzeczywiście trasę dość długą, lecz choć miałem pewne obawy co do tak długiego dystansu, to jednak uważam, że była ona niezmiernie ciekawa...


Mapa

Wyjeżdżamy z Opatówka bardzo wcześnie rano lub, jak to określił Rafał, "w środku nocy". Istotnie, trochę wcześnie. Na zegarze 330 . Kierujemy się w stronę miejscowości Szałe. O tej porze zalew wygląda dość ponuro i tylko księżyc "przeglądający się" w jego wodach dodaje mu trochę uroku. Rafał pokrzepiony widokiem kilku wędkarzy coraz bardziej zaczyna przejawiać pierwsze oznaki przebudzenia...

Skręcamy na Borek. Lekko nachylony teren zmusza nas do większego wysiłku, a tym samym coraz szerzej otwierają się nasze wyrwane ze snu, zaspane powieki. Mijamy Ołobok i kierujemy się w stronę Grabowa nad Prosną. Świt. Chłód poranka bywa czasami przyjemny, jak tym razem. Robimy pierwszy postój na kubek gorącej, czarnej kawy. Rafał z dumą stwierdza, że się obudził i teraz może zacząć wędrówkę.

Drogi tak puste, że chwilami mamy wrażenie jakbyśmy podążali przez dziewicze tereny Amazonii. Z tego rozmarzenia o tropikach wyrywa nas widok krów prowadzonych na pastwisko. Przecież w dżungli amazońskiej nie ma krów...

Przed nami Grabów nad Prosną. Dawno tu nie byłem. Miasteczko jakby wypiękniało i sprawiało wrażenie młodszego aniżeli kilka lat temu. A może to tylko poranne złudzenie.

Z Grabowa kierujemy się na Ostrzeszów. Kiedy jeszcze mieszkałem w Ostrowie, często wyjeżdżałem w te okolice. To właśnie tu znajdują się piękne Wzgórza Ostrzeszowskie, z roztaczającymi się panoramami, które należą do tych, o których tak szybko się nie zapomina. Wzgórza Ostrzeszowskie stanowią najwyższe wypiętrzenie naszego regionu. Aby wejść na Kobylą Górę, najwyższy szczyt tych wzniesień (284 m n.p.m.) wbrew pozorom, trzeba się nieźle namęczyć. Niedaleko stąd znajduje się urocze miasteczko Kobyla Góra chętnie odwiedzane przez mieszkańców nie tylko najbliższych okolic. My jednak tym razem je omijamy podążając prosto na południe, "huśtając się" na drodze, a to z racji wijącej się w górę i w dół szosy do Kępna. W Kępnie zawsze podziwiam dość nietypowy, a nawet oryginalny dworzec kolejowy. Dlaczego? Otóż, jest on dwupoziomowy. Dokładnie w miejscu, gdzie usytuowano stację, krzyżują się "drogi żelazne". Możemy zatem oglądać jak dołem i jednocześnie górą po wysokim wiadukcie mkną pociągi.

Mijamy Kępno i główną, trochę niewygodną, z racji przybywających samochodów szosą mkniemy przez Byczynę do Kluczborka. W Kluczborku postanawiamy urządzić sobie dłuższy, obiadowy postój. Po dość solidnym posiłku, już w ramach deseru, "dopychamy się" pączkami. Na naszą "kawiarnię" obieramy park miejski, w którym znajduje się pomnik pszczelarza (niestety, zapomniałem zanotować jego nazwiska). Zauważyłem przy okazji dość zabawną, w gruncie rzeczy, scenkę. Nieopodal pomnika, przy sklepie monopolowym na ławeczkach usadowił się chyba cały miejscowy "kwiat" spod znaku winek i denaturatów. Jak pszczoły przy ulu. No cóż, nie chcę być tu złośliwy, lecz chyba trochę przypomniał mi się nasz Opatówek, gdzie również, wokół pomnika, choć nie pszczelarza, "krążą" miejscowe "pszczółki winkopije... "

Po tych dygresjach o swojskich, polskich klimatach ruszamy dalej. Kilka kilometrów za Olesnem skręcamy na leśny dukt, by dotrzeć do Parku Krajobrazowego Doliny Liswarty. Jestem tu po raz pierwszy, więc tym szczególniej jestem zadowolony. Robię sporo zdjęć, bowiem lubię w długie, zimowe wieczory przeżywać raz jeszcze te wszystkie wspaniałe chwile spędzone na rowerowych wędrówkach.

Okolica, choć mało znana, rzeczywiście może się podobać. Kilka napotkanych po drodze leśniczówek przypomina nam o istnieniu cywilizacji. Poza tym tylko las, dość szeroka wstęga rzeki no i... komary. Te bzykające, dokuczliwe stworki naprawdę są wszędobylskie. Pocieszam Rafała, że w Polsce nie ma skorpionów...

Teren obejmujący Park Krajobrazowy Doliny Liswarty jest dość rozległy. Znajdują się tu piękne lasy, w tym dorodne okazy cisów, i ku mojemu zadowoleniu, moje ulubione ptaszki - dzięcioły. Momentami ich stukot pośród leśnej głuszy osiąga rozmiary orkiestry. Aha, byłbym zapomniał. Jeszcze żaby. W okolicach brzegu rzeki całe ich kolonie. Teraz już rozumiem, dlaczego w Polsce mamy największą liczbę bocianów w Europie.

Kilka wzniesień przypomina nam, że znajdujemy się już na wyżynie. Wyjeżdżamy na główną szosę w okolicach miejscowości Herby Nowe. Stąd już przysłowiowy "rzut kamieniem" do Częstochowy. Po niespełna godzinie jesteśmy już u stóp klasztoru na Jasnej Górze. Nie będę w tym miejscu opisywał wzruszenia i radości jaka mnie ogarnia, kiedy co roku o tej porze przybywam na to święte miejsce. Kto był tu kiedykolwiek 15 sierpnia ten wie, a kto nie był, tego gorąco zachęcam. Takiej ilości młodzieży, radości, śpiewu i łączącej wszystkich serdecznej przyjaźni nie ma chyba nigdzie więcej na świecie. To po prostu trzeba przeżyć!

Następnego dnia po uroczystej Mszy świętej i pożegnaniu z przyjaciółmi z kaliskiej pielgrzymki wyruszamy w drogę powrotną. Niestety, kilkakrotnie deszcz zmoczył nas do "suchej nitki", a wielka burza z piorunami w okolicach Wieruszowa przesądziła o skróceniu naszej wędrówki i powrocie pociągiem z Kępna. No cóż, czasem i tak bywa...

Niemniej podczas tegorocznej pielgrzymki przejechaliśmy ponad 250 kilometrów. To dużo, jak na tak krótki wyjazd. Wróciliśmy przemoknięci i zmęczeni, ale szczęśliwi, że po raz kolejny udało nam się dotrzeć na święto maryjne do Częstochowy.

Szczerze mówiąc, już w tej chwili, powoli zaczynam układać trasę przyszłorocznej wędrówki. Jaką? Z pewnością dłuższą, aczkolwiek, może właśnie w tym tkwi idea i sens pielgrzymowania...


"Opatowianin", październik 1999



Data utworzenia: przed 2009-01-01
Data aktualizacji: 2009-01-01

Najpopularniejsze

Brak osbługi Flash lub Javascript w Twojej przeglądarce.

Przeglądaj TAGI

Mapa strony