Korespondenci - Na dwóch kółkach...


Rowerowa audiencja

Piotr Kuczyński

Dwaj cykliści - Piotr Kuczyński z Ostrowa Wielkopolskiego i Rafał Janicki z Kalisza - odbyli wycieczkę rowerową, której głównym celem była audiencja u Papieża Jana Pawła II. Na trasie rowerowej wędrówki znajdowało się 8 państw - Polska, Czechy, Austria, Włochy, Słowenia, Chorwacja, Węgry, Słowacja - oraz Watykan i San Marino. W ciągu 40 dni pokonali łącznie 4.997 km, realizując zamierzony cel. Wrażenia z tej gigantycznej wyprawy opisuje poniżej jeden z jej bohaterów.

 

7 lipca br. o godz. 10.00 wyruszamy z Ostrowa. Chłodny, letni poranek i piękna okolica Wzgórz Ostrzeszowskich wprawiają w dobry nastrój. Dwa pierwsze dni wiodą przez Polskę.

Mijamy Ozimek, a dalej Gogolin. Obowiązkowe zdjęcie przy pomniku Karolinki i Karliczka, na którym wyryto słowa popularnej piosenki: Poszła Karolinka do Gogolina... Skromny podjazd prowadzi nas do kościoła i klasztoru na Górze św. Anny, by pomodlić się o błogosławieństwo na całą czekającą nas daleką podróż. Nocleg wynajdujemy nieopodal wsi o wdzięcznej nazwie - Nędza. Obraz ładnych willi i zadbanych kamienic kontrastuje z nazwą wioski.


Dzień 2.

Żegnamy Polskę przekraczając granicę w Chałupkach. Niestety okolice Ostrawy bardzo zanieczyszczone, toteż czym prędzej podążamy dalej na południe. Tereny wokół Gottwaldov już czyściejsze. Mniej tutaj fabryk i przemysłu, więcej atrakcji turystycznych. W niewielkim miasteczku, na środkowej ulicy "łapię" pierwszą gumę. Oby tylko takie kłopoty nas spotykały...


Dzień 4.

Brno i okolice ukazują całe piękno południowych Czech. Krajobraz przypomina nam nieco nasze Mazury - pośród łagodnych wzgórz można dostrzec nawet sporych rozmiarów jeziora. Czesi chętnie tu przyjeżdżają - trudno się dziwić, skoro do najbliższego morza kilkaset kilometrów...


Dzień 5.

Rafała coś ugryzło. Noga bardzo spuchła od kostki do kolana. Na szczęście medykamenty z naszej apteczki pomogły i opuchlizna schodzi. Po południu przekraczamy granicę z Austrią. Duża różnica od pierwszych kilometrów - drogi gładkie jak stół...


Dzień 6.

Wjeżdżamy do Wiednia. Niestety, tym razem nie mamy zbyt wiele czasu, by się nim nacieszyć...


Dzień 7.

Kierujemy się na południe w stronę Wiener Neusstadt. Podążamy dość ruchliwą szosą, aby skrócić naszą trasę. Pomysł okazuje się nie najciekawszy, gdyż po kilkudziesięciu kilometrach mamy już dość hałasu samochodów. Skręcamy na drogę dla rowerów. Wieczorem dobijamy do miejscowości Semmering położonej malowniczo w Alpach Wschodnich, która przypomina Zakopane, choć na Krupówki stąd już daleko...


Dzień 8.

Coraz wyżej. Nasz wysiłek rekompensują cudowne widoki. Coraz częstsze postoje dają nam możliwość podziwiania krajobrazu południowej części kraju - Styrii. Ludzie żyją tu naprawdę zgodnie z przyrodą, co widać na każdym kroku. Te trasy dla rowerów - tylko pomarzyć...


Dzień 9.

Opuszczamy Austrię i witamy włoską ziemię. Na ogromnych zjazdach w okolicach Tarvisio rozwijamy na naszych rowerach zawrotne prędkości - ale frajda. Po kilkudziesięciu kilometrach jest już zupełnie płasko jak na Mazowszu, za to coraz bardziej dają się nam we znaki komary. To znak, że zbliżamy się do rozległej Laguny Weneckiej. Na biwaku u gościnnego farmera oglądamy mecz piłki nożnej, opychając się wspaniałym spaghetti. Włosi kochają i jedno i drugie...


Dzień 10.

Wenecja. Tyle nasłuchaliśmy się o tym "mieście na wodzie". Pierwsze wrażenie nieciekawe. Duży ruch mnóstwo ludzi i, co dla nas szczególnie uciążliwe, brak podjazdów na mostach łączących poszczególne kanały. Parking dla rowerów owszem jest, ale bardzo drogi, a poza tym, żeby pozostawić rower należy zdjąć bagaże, gdyż za nie parkingowi już nie odpowiadają. Decydujemy się na marsz z rowerami na plac św. Marka. Po godzinie stoimy już pod arkadami pałacu dożów. Zwiedzamy bazylikę św. Marka oraz otaczające ją zabytki. To miasto "na 100 wyspach", pomimo brudu i tłoku ma niepowtarzalny urok...


Dzień 11.

Żegnamy Wenecję. Przed nami Adriatyk! Mnóstwo hoteli, campingów, ośrodków wczasowych, piękne plaże czysta woda - to wystarczający magnes, by przyciągnąć turystów. Wieczorem gospodarz, u którego śpimy, częstuje rybą z grilla, złowioną specjalnie dla nas. Palce lizać...


Dzień 12.

Po rannej jajecznicy wyruszamy w drogę. Upał daje się nam solidnie we znaki. W samo południe chyba tylko samobójca ruszyłyby się z cienia! Poruszamy się krótkimi odcinkami z przerwami na pływanie. Pod wieczór ulga - deszcz...


Dzień 13.

Rzut monety decyduje o wyborze trasy - jedziemy przez San Marino do Asyżu. Upały na szczęście nieco odpuszczają, do San Marino docieramy w ekspresowym tempie. Niestety, przy podjeździe pod strome wzgórze w San Marino dopada nas grad wielkości wiśni. Tracimy kilka godzin na przymusowy postój, a do twierdzy na górze tak blisko... Wieczorem krótka wizyta w San Marino i zjeżdżamy w dół do Fossombrone...


Dzień 14.

Mijają dwa tygodnie od chwili naszego wyjazdu. Jedziemy przez Apeniny, które momentami stają się trudniejsze do pokonania niż Alpy...


Dzień 15.

Po przybyciu znajdujemy nocleg u sympatycznej, wielopokoleniowej rodziny. Rozbijamy w ogrodzie nasz namiot, pieszczotliwie nazywany przez nas "psią budką", bo i jego wielkość jest mniej więcej taka sama. Zostajemy zaproszeni na kolację wydaną przez gospodarzy specjalnie dla nas. Oczywiście jest spaghetti, ale nie tylko. Wszystko wyśmienicie przyrządzone przez uroczą starszą panią Lenorę...


Dzień 16.

Poproszeni o pozostanie jeszcze jeden dzień decydujemy się odpocząć od rowerów i zwiedzić Asyż i okolice na piechotę. Klasztor i bazylika św. Franciszka to niezwykłe miejsce. Cisza, skupienie i ogromny szacunek dla świętego miejsca. Przy krypcie św. Franciszka, patrona Włoch, mnóstwo świec i modlących się ludzi. Myślę, że Asyż to taka włoska Częstochowa...


Dzień 17.

Zachwyceni opowieściami pani Lenory zwiedzamy średniowieczną twierdzę Rocca Medioevale z XIV w., z której roztacza się piękny widok na ogromne obszary prowincji Umbria. Nieopodal Asyżu zatrzymujemy się na chwilę w bazylice S. Maria degli Angeli z zachowaną kapliczką w miejscu zgonu św. Franciszka. Przez resztę dnia poznajemy góry mijając malowniczo położone miejscowości wyglądające tak, jakby postęp w architekturze zatrzymał się tu w średniowieczu. Noc spędzamy w Orvieto, gdzie nad miastem góruje murowany zamek, imponująco wyglądający w blaskach zachodzącego słońca.


Dzień 18.

Niedobrze. Uszkodziłem tylną przerzutkę. Wobec ograniczonych funduszy Rafał wymyślił ciekawą prowizorkę i... jedziemy dalej. Późnym popołudniem ze stromej góry ukazuje się nam zarys Morza Śródziemnego. Nareszcie...


Dzień 19.

Dziś wielki dzień. Tak, to już przedmieście Rzymu! Choć robi się późno, postanawiamy dojechać jak najbliżej Watykanu. Oto przed nami niespodziewanie ukazuje się plac św. Piotra. Wzruszenie, jakie nas ogarnia, jest wprost nie do opisania. Przypadkowy turysta z Japonii pyta, dlaczego tak się cieszymy. Po kilku słowach wyjaśnień składa nam pierwsze gratulacje. Nocleg znajdujemy w odległości 15 minut jazdy rowerem od Watykanu. Miłe, starsze małżeństwo z radością gości u siebie w ogrodzie pielgrzymów z Polski.


Dzień 20.

Wczesnym rankiem wyskakujemy z namiotu. Przecież przyjechaliśmy tu, by spotkać się z Papieżem! Humory psuje nam przy śniadaniu nasza gospodyni stwierdzając, że Papa (tak mówią Włosi na Papieża) jest nieobecny w Watykanie i przebywa na wakacjach w pobliskim Castel Gandolfo. Postanawiamy zwiedzić Watykan i odwiedzić później Papieża w Jego letniej rezydencji. Ogrom bazyliki i placu św. Piotra przytłacza wielkością i zadziwia każdego. Nagle cudowna niespodzianka! Dowiadujemy się, ze Ojciec Święty na przybyć dzisiaj na audiencję dla Polaków. Wskakujemy czym prędzej w długie spodnie i ustawiamy się w długiej kolejce do wejścia. Kontrola osobista dokonywana przez służby bezpieczeństwa nikogo tu nie dziwi - było przecież tyle zamachów na życie Jana Pawła II. Po wejściu do bazyliki korzystamy z możliwości spowiedzi po polsku. Audiencja. Papież witany śpiewem i burzą oklasków niczym gwiazda filmowa daje minutę dla wszystkich chcących uwiecznić go na fotografii. Następuje cisza. Ojciec Święty mówi do zgromadzonych pielgrzymów, zwracając się szczególnie do licznej grupy polskich matek. Podkreśla ich misję w życiu rodziny i państwa. Tylko w sobie znany sposób, spokojnie, aczkolwiek dobitnie, akcentuje potrzebę ochrony życialudzkiego, również tego dopiero poczętego... Na koniec starym zwyczajem Papież łamie oficjalną formułę udając się do zgromadzonych pielgrzymów. Witając wszystkich wiernych, życzy udanego pobytu w Italii. Chóralne sto lat. Ukradkiem spoglądam na Rafała, który podobnie jak ja, nie potrafi ukryć łez wzruszenia. Tak bardzo chcieliśmy tu być i udało się. A jednak wiara czyni cuda.


Dzień 21.

Odwiedzamy m.in. zamek S. Angelo, Forum Trajana i Augusta. Pałac Wenecki oraz Forum Romanum. Po krótkim postoju przy kolumnie Trajana ruszamy dalej, by ujrzeć na własne oczy słynną -fontannę di Trevi - coś wspaniałego! Obowiązkowa wizyta i pamiątkowe zdjęcia przy Koloseum to "rodzynek", który zostawiamy sobie na koniec. Jeszcze przejażdżka rowerem o zmierzchu po wąskich uliczkach Rzymu. Poznajemy polskiego księdza, który przekonuje nas, że w swojej kilkunastoletniej służbie w Watykanie nie spotkał nikogo z Polski, aby tu dotarł na rowerze, i to w takim krótkim czasie. W rozmowie okazuje się, że ks. znał ś.p. ks. Matuszaka z ostrowskiej Fary. Jaki ten świat jest mały...


Dzień 22.

Z ciężkim sercem opuszczamy Wieczne Miasto. Jedziemy na zachód pasmem wybrzeża, który niestety rozczarowuje - plaże są zatłoczone, brudne, zaniedbane. W oddali widzimy pokłady białego marmuru, który wygląda niczym "biała rzeka", spływająca z gór. Walory tego marmuru umiał już dostrzec sam Michał Anioł.


Dzień 23.

Potworny upał, posuwamy się ślimaczym tempem Kąpiel w krystalicznie czystym M. Śródziemnym przywraca nam chęć do dalszej wędrówki. Mijamy duży port Civitavecchia, obsługujący większość portów w basenie M. śródziemnego...


Dzień 24.

Plaże od rana zapełniają się w błyskawicznym tempie. Odbijamy w kierunku Pizy. Jak Piza - to wiadomo - Krzywa Wieża. Atrakcyjna Włoszka (co do tego jesteśmy zgodni) robi nam zdjęcie, na którym Rafał chowając się za mną, stara się ukryć koszulkę zafarbowaną polskim kakao, a szkoda, uważam, że wygląda w niej całkiem nieźle...


Dzień 25.

Przemierzając wysokie przełęcze Apeninów zachwycamy się ich surowym pięknem. Takiej wody źródlanej jak tutaj nie spotkaliśmy nigdzie wcześniej. Rozkosz dla podniebienia...


Dzień 26.

Opuszczamy Apeniny. Przejeżdżamy przez Parmę. Fotograficzna pamiątka z Parny - Rafał przy rowerze wielkości słonia...


Dzień 27.

Zbliżamy się ponownie do Wenecji. Okolice te słyną z bagien, a co za tym idzie i komarów, na które nie działają już chyba żadne ziemskie preparaty. Nocujemy w towarzystwie milionów "bzykająco-kąsających" stworów...


Dzień 28.

Po z trudem przespanej nocy (wojna z komarami) udajemy się na północ w stronę miejscowości Gorizia, postanawiamy wracać do Polski przez Słowenię.


Dzień 29.

Przekraczamy granicę włosko-słoweńską. Celnicy biją nam brawo za nasz wyczyn i życzą szczęśliwego powrotu do Polski. Pierwsze kilometry dość trudne z powodu brukowanej drogi. Jednak niebawem kończą się "kocie łby" i dalej ruszamy już ładnie wyasfaltowanymi szosami. I tak przez miejscowość Postojna docieramy do stolicy Słowenii - Ljubljany. Jesteśmy wręcz zaszokowani nowoczesnością tego miasta. Przejeżdżamy je całe wspaniałymi ścieżkami dla rowerów. Żeby tak u nas to zorganizować...


Dzień 30.

Zmagamy się od samego rana z górami. Przejazdy tak strome, że musimy często zeskakiwać z rowerów i prowadzić je pod górę. Ale za to jakie zjazdy! Rafał nawet wyprzedza jadący z góry autobus...


Dzień 31.

Postanawiamy skrócić sobie drogę na Węgry jadąc przez ... Chorwację. Na granicy chorwackiej uwagę przykuwa szczegółowa kontrola wszystkich samochodów, my z rowerami wzbudzamy wśród celników sensację. Mamy do przejechania na Węgry odcinek 120 km, czyli dzień drogi. Nie widzimy wojny, lecz jej skutki. Zburzone domy, niekiedy wspaniałe wille i biedne dzieci domagające się natarczywie jałmużny to świadectwo, jakie pozostało po tej jakże długiej, krwawej bratobójczej wojnie. A pomyśleć, że był to kraj żyjący z turystyki... Z uczuciem ulgi witamy kraj tokaju, czardasza i hajduków. Docieramy aż nad Balaton, rozbijany naszą "psią budkę" u gościnnych Węgrów. "Polak - Węgier, dwa bratanki"...


Dzień 32.

Balaton, często nazywany "Węgierskim Morzem", to wspaniałe miejsce do spędzenia wakacji dla rodzin z małymi dziećmi. Jezioro jest płytkie - bezpieczne. Odpoczywamy cały dzień. Ot, takie naładowanie "akumulatorów"...


Dzień 33.

Przed nami Budapeszt, w którym człowiek nie czuje się obco. Sympatyczni mieszkańcy, znakomite pikantne potrawy, wspaniałe zabytki, a nade wszystko przecudowna panorama miasta z Góry Gelerta przyciąga rokrocznie rzesze turystów z całego świata. Po południu wzdłuż brzegów Dunaju docieramy aż do granicy ze Słowacją. Na biwaku zostajemy poczęstowani ogromną miską ziemniaków ze skwarkami...


Dzień 34.

Kolejna granica. Jako, że jesteśmy na Słowacji, czujemy się kulturowo, językowo, i co najważniejsze, odległościowo bliżej Polski. Po zwiedzeniu Bańskiej Bystrzycy teren wznosi się coraz wyżej...


Dzień 35.

Rafał "łapie gumę", a na dodatek stwierdzamy pęknięcie ramy, na szczęście możemy kontynuować jazdę. Podczas biwaku w okolicach "Słowackiego Raju" do namiotu "wprowadza" nam się łasica, którą dopiero po kilku próbach udaje się wyprosić...


Dzień 36.

Etap do Polski! W Popradzie robimy przerwę na obiad i podziwiamy wyłaniającą się zza mgły panoramę Tatr. O godz. 19.00 dojeżdżamy do przejścia na Łysej Polanie. Polska! Celnik z ogromnym zdziwieniem spogląda na nas zaskoczony celem naszej eskapady. Przyjmujemy kolejne gratulacje. Teraz prędko do Zakopanego. Gościny udziela nam mój brat, który akurat przebywa tu z żoną na wczasach. Po kolacji i gorącym prysznicu zasypiamy w mgnieniu oka. Jesteśmy w Polsce...


Dzień 37.

Opuszczamy tatrzański gród i przez Nowy Sącz i Suchą Beskidzką docieramy do Stryszowa, gdzie mieszkają moi serdeczni znajomi, którzy na nasz widok natychmiast szykują kolację. Ach, ta wspaniała polska gościnność...


Dzień 38.

Kierujemy się na Kalwarię Zebrzydowską, a następnie na rodzinne miasto Ojca Świętego - Wadowice. Och, gdyby Papież wiedział, gdzie my teraz jesteśmy. W strugach deszczu, po pełnej zadumy wizycie w Oświęcimiu, znajdujemy schronienie na nocleg w okolicy Dąbrowy Górniczej. Po posiłku i obowiązkowym suszeniu ubrań postanawiamy następnego dnia dotrzeć do Częstochowy...


Dzień 39.

Częstochowa, 14 sierpnia, dzień w którym przybywają pielgrzymki z całej Polski na Święto Maryjne. Czekamy u stóp Jasnej Góry na przybycie kaliskiej pielgrzymki, w której uczestniczy wielu naszych znajomych i przyjaciół. Gorące powitanie zgotowane nam przez najstarszą w Polsce pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę z Kalisza wzrusza nas do głębi. Wieczorem idziemy z Rafałem dziękować do kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej za udaną podróż do Rzymu i szczęśliwy powrót...


Dzień 40.

Uroczysta, poranna Msza Św. - cudowne przeżycie! Tym bardziej, że w gronie tak wielu przyjaciół i krewnych z Ostrowa i Kalisza. Po nabożeństwie wyruszamy do domu, droga mija nam w błyskawicznym tempie. Jedziemy okrężną drogą przez Kalisz, żegnam się z Rafałem. Przede mną jeszcze tylko 24 km. Późnym wieczorem cichutko i powoli, pustymi ulicami dojeżdżam do domu. Czułe powitanie, łzy matki i ulga. Jestem w domu...


Podziękowania

Chciałbym w tym miejscu podziękować kilku osobom bez których wyprawa nie doszłaby do skutku. Przede wszystkim Rafałowi Janickiemu z Kalisza, mojemu przyjacielowi i współtowarzyszowi podróży za dzielenie ze mną trudów pielgrzymowania. Moim kochanym Rodzicom i rodzeństwu, którzy choć nie znali dokładnego celu mojego wyjazdu (by nie zapeszyć), wspierali moje wysiłki w przygotowaniu ekwipunku. Mojej przyjaciółce Monice Kubalak z Kalisza, za duchowe wsparcie podczas mojej wyprawy oraz "Gazecie Ostrowskiej" za możliwość opublikowania moich wspomnień...

Dziękuję wszystkim z całego serca. Tę wyprawę dedykuję mojej ukochanej - Kasi Rudowicz z Opatówka.


"Opatowianin", listopad-grudzień 1996



Data utworzenia: przed 2009-01-01
Data aktualizacji: 2009-01-01

Najpopularniejsze

Brak osbługi Flash lub Javascript w Twojej przeglądarce.

Przeglądaj TAGI

Mapa strony