Nieraz, gdy w okół ludno,
Gwar pusty, marny ruch,
Bywa mi tęskno, nudno,
W zadumę wpada duch…
Ludzie, jak lalki w szopce…
Gdzie spojrzę – nie mój świat,
Wszystko mi wtedy obce,
Jakbym gdzie z gwiazdy spadł.
Twarze bez pewnej daty,
Bez śladu ludzkich cnót,
Jak stare numizmaty,
Rozpoznać – próżny trud.
W tej oto – złe wypieki
Tak zniosły wstyd i cześć,
Że patrząc... wstyd powieki
Kurczy i nie da wznieść…
Gdy w przeszłości plwa ta tłuszcza,
Drwiąc z śliny własnej plam,
Z bólu mnie duch opuszcza,
Czuję się strasznie sam…
A serce smutkiem dumne,
Gdzieś rwie się w po za świat,
Chciałoby żywcem w trumnę,
Do mogił z wielkich lat !
Lecz w ciszy, gdy porosły
Już ścieżki do mych bram,
Niebiańskie miewam posły…
Nie jestem nigdy sam.
Pątniczą do mnie rzeszą,
Z gwiaździstych wtedy gór,
Po smugach blasków spieszą
Rozjaśnić czoło z chmur,
Wielkie praojców dusze…
Chór drogi, dobrze znam:
Stefany, Tadeusze,
Bolesław, Kaźimierz, Jan…
I wielcy bezimienni,
Otrząsłszy bitwy kurz,
Zbliżają się promienni,
Z ran biją światła zórz…
I drodzy moi blizcy,
Co legli w grobu cień,
Stawają przy mnie wszyscy
W mój rzadki, cichy dzień.
Widząc, żem bez pociechy,
Że zwisła na pierś skroń,
Wzrokiem wabią uśmiechy,
Krzepią, ściskając dłoń,
Koją, jak dziecko chore,
Tęczowym blaskiem snów…
Ja blask ten w serce biorę
I wstaję silny, zdrów.
I ruszam w świat, jak młody,
Czoło bez troski trwóg…
Zawistny tej pogody,
Nie może znieść jej wróg...
Chcę wiedzieć: kto na ziemi
Mój osłonecznia cień?
Ja z posły niebieskiemi
Sejmuję w cichy dzień.