Przeciągły gwar zakłócił naraz ciszę,
Gdym z turni spojrzał na dół...
Nie widzę dusz a przecież ciągle słyszę,
Jak głucho szumi padół...
To bije jęk, jak z potępieńców kotła,
To jak Sobótki krzyk, gdy miłość ręce splotła...
„Nie dziewcząt pieśń, ni czarcie słychać gody”...
Rzekł wierny stróż mych kroków.
„To gędźba gór, to żywe grają wody...
To górskich śpiew potoków!
Z kamiennych warg puszczają go opoki,
Jak dudarz mocny dech na cały świat szeroki”.
Gdziekolwiek bądź skieruje moją drogę,
Pełna czarownych zdumień...
Prawie co krok, gdzie na głaz spuszczam nogę,
Z pod stóp mi tryska strumień...
Gdzie poszlę wzrok, wnet rzuca się kaskada,
A z nią organów szum w deszcz dźwięków się przepada...
W głęboki cień siadam u skał grzebienia,
Wśród mchu czarnego łanów,
W pracowni wód, co żywi od stworzenia
Przepaście oceanów...
Każda tu z gór stoi jak prządka w rzędzie...
Płynnych kryształów nić gdzieś w nieskończoność przędzie...
Ach, czarów kraj, po setne wołam razy,
Wybucham sercem całym,
A echem wnet lodowce mi i głazy
Wtórują i z zapałem...
Lecz góral mój zachwytu krzyk rozprasza...
„Nie żaden czarów kraj, toć przecie Polska nasza!”
-Błogo, że tak! Rzekłem, a myśl nie drzemie...
Ku przeszły zwraca śladom...
Nie czarów kraj! Lecz czar ma Polski imię.
Dobrzeć go każdy świadom:
Na sam jej dźwięk gra w żyłach krew do skoku,
I zrywa się człek nasz, jakby na głos z obłoku.
Nie stanie on na żadnych mar zaklęcie,
Do żadnych krwawych szranek...
Lecz „Polska chce!” – tak powiedz mu – na ścięcie
Pójdzie ci, jak baranek...
I płynie wciąż upust tej krwi aż ciemno...
Panie! Nie dopuść brać imienia jej daremno.