Stefan January Giller


Ostatni romans


Jest w życiu chwila, na jego połowie,
Kiedy krew w żyłach płynie pełnym ruchem,
I zawrotami już nie mąci w głowie,
Gdy się człek czuje więcej wolnym duchem,
Zbywszy brzemienia palnych ziemskich chuci
W pożarach straty i w burzach zawodu.
Tak pierwszy czyściec przebywszy za młodu,
Gdziekolwiek potem los go błędny rzuci,
Czy w cienie – na dół, czy na szczyt – wysoko,
Na bieg dni dalszych ma pogodne oko.
 
W błyskawic chłoście nie zamyka powiek,
Bólu nie wyda twarzą, ani głosem...
Wie, że znieść trzeba, ach! i wie, że człowiek
Znieść może więcej, niż sądzi przed ciosem.
Szczęście, gdy błyśnie, nie ślepi mu wzroku,
Nie poi szałem i pychą nie wzdyma...
Wie, że przejść musi, i że nie zatrzyma
Nic go, jak słońca, na falach potoku
Przed skrzydłem nocy... więc skromnie je wita,
Spokojnie żegna. Czy wróci? Nie pyta.

On, co z swych skarbów dał ziemi ofiarne...
Patrzył w gasnące oczy ideałów...
Gdy inne karląc, przeszły w rzeczy marne –
Wolne ma serce od pokus i szałów.
Czary go wdzięków nie nęcą i we śnie...
Bo cóż mu dadzą, gdyby były w stanie?
Jeśli nie nowe, powolne konanie
Uczuć, co raz już zastygły boleśnie...
Więc na grot spojrzeń rzęsą wzrok przysłania
Wdzięczności pełen, lecz bez pożądania.

Jak ów, błąkany ogników wybuchem,
Naraz kres kładzie próżnym w kółko jazdom,
Tak kres on kładzie próżnym w kółko jazdom,
Tak on się zwraca, wolnym złudzeń duchem,
Od wątłych świateł ku przewodnim gwiazdom,
Co ogniem Boskim na wszechczasów niebie
Promienią drogom świata i narodu...
I nie doznaje też odtąd zawodu,
Bo żadnych pragnień nie ma już dla siebie,
Okrom tęsknoty jednej, do bogdanki,
Co jej zna c nie chciał w młodości swej ranki.

Jest jeszcze jedna cicha anielica,
Jest w smętne skrzydła otulona postać,
Której się wdziękiem wciąż bardziej zachwyca,
Pragnąc w ramiona najprędzej się dostać...

Szła ona za nim od kolebki – cieniem,
Potem już dostrzegł lica nad śnieg bledsze...
Lecz precz odegnał ręką, jak powietrze,
A ona rosła, żyjąc jego tchnieniem...
I przyjdzie wierna dokonać opieki,
Tchem się ostatnim ożywić na wieki.

Ona mu z czoła pasmo myśli zdejmie,
Ukoi serce, zmordowane biciem,
Iskry uczucia, co w niem tlały, przejmie,
I nieśmiertelna będzie jego życiem.
To też o dobra wolę cichej pani
Wielce się stara... jak na ślubne gody
Z weselem w sercu narzeczony młody,
Tak on wciąż czeka z łodzią... ramiona wypręża,
I posąguje czynem się na męża.



Data utworzenia: przed 2009-01-01
Data aktualizacji: 2009-01-01

Najpopularniejsze

Brak osbługi Flash lub Javascript w Twojej przeglądarce.

Przeglądaj TAGI

Mapa strony