Za Kaliszem gdzie rzeka
Rozlewa z daleka
Stał kościół drewniany i szary
Miał ściany zbrudzone
Ołtarze zdymione
Toporem ciosane filary.
Tam w dobrach magnata
Piękniejsza komnata
Gdzie stajnie dla koni z lustrami
Tu panu nad pany
Rzucono łachmany
A przecież On rządzi darami.
W dzwon i niedzielę
W tym oto kościele
Lud słyszy głos księdza natchniony
Za zdrowie za dary
Za łaski bez miary
W podziękę ma dom być wzniesiony.
Dom wielki i trwały
Murami wspaniały
Dom silny jak wiara dom Boży
Niech każdy pospieszy
Z domowych pieleszy
Kto pracę kto pieniądz niech złoży.
Bo kościół ten stary
Już wątły bez miary
Nie godzien być Maryi schronieniem
Dom wielce dziurawy
Już nie wart naprawy
Nie dosyć czcić słowem i pieniem.
Nie mamy grosiwa
Część cegły i drzewa
I kamień da dziedzic Strzeszewski
A w Bogu otucha
Że ześle On Ducha
Poruszy i dwory i wioski.
Więc czeladź - choć mała
Lecz w pracy wspaniała
Pospieszy ukrzepić podstawy
Brać nasza z zagona
Jednością złączona
Da groszy da czas i dostawy.
Gdy mury skończymy
Niewiasty sprosimy
By dały na wieży krzyż złoty
A u blasku gdy cały
By mądrość poznały
Jak świecić przykładem i cnoty.
I dzieci też wasze
W kościelne poddasze
Niech spieszą z grosikiem swym skromnym
Sam Bóg ich nagrodzi
I żywot osłodzi
Da szczęście ojczyznę bezdomnym.
Sąsiedzi szemrali
Cóż znowu wołali
Ja bym tak nie umiał! Co tobie
Pokora.... łagodność
Bez względu na godność
Tak żebrać i żebrać... nie sobie.
A ksiądz szedł z uśmiechem
Z zapartym oddechem
Wpatrzony w swe dzieło rosnące
Zebrania omijał
Działalność rozwijał
Nie stygło to serce gorące.
Głos marnie nie ginie
Lud stawie świątynię
Ten z groszem i z pracą ten bieży
Już mury wzniesione
Już dachem spojone
Już wieża już i krzyż na wieży.
A zawsze we pracy
Dwór ze wsią jednacy
Zarówno Panience dom stawia
Gdy jedni ustają
To drugim znać dają
Ci spieszą pracują nie bawią.
Lecz nieraz bywało
Że wszystko ustało
Że wszyscy już ciągną ostatki
Wtem nagle ofiarę
Ktoś daje nad miarę
Pan obcy przywozi swe datki.
I znowu lud spieszy
Z domowych pieleszy
Na nowo wzniesioną w swej wierze
Gdy Bóg dał grosiwo
Pracuje lud żywo
A prawią o cudzie ofierze.
Aż dziwno wszem było,
Jak się to zrobiło
Ja prędko świątynia skończona
Kamienne wyroby
Dębowe ozdoby
I cała przepięknie oszklona.
Lecz ksiądz kanonik Szafnicki nie powie
Co przeszedł skąd zdrowie
Kto siły oddawał w potrzebie
Bo za to zapłata...
Nie z tego tu świata
Bo za to zapłata tam w Niebie.
A zdrowi i chorzy
Zwiedzając dom Boży
W podzięce nad dziełem się korzą,
Bo Panu nad Pany
Odjęto łachmany
Zwrócono należną cześć Bożą.