1.
Życie jest krótkie, długie są godziny,
I mąk wiekami wloką się bez końca
Dla tych, co cierpiąc z winy, czy bez winy,
Wciąż zmiłowania oczekują słońca.
Chcieliby oni – bodaj wieków kilka
Przeżyć w tej chwili, co im pierś przygniata…
Tymczasem długie, wielkich cierpień lata
W ich nieszczęść dziejach – to zaledwie chwilka…
I są, jak wzięci na tortur postronki,
Co nieprzytomni, do Boskiej opieki
W jękach bełkocą: klątwy i koronki,
Kiedy z nich kroba – potu krwawe rzeki
Wyciska, skrzypiąc, gdy pękają członki..
Tak krótko żyjąc, cierpią przecież wieki.
2.
Długie godziny krótkie życie mieści
Dla głodnych szczęścia, których dola sroga…
Co wniebowzięcia wyczekują wieści
Z ust przenajdroższej, czy od kuli wroga.
Choćby z tą wieścią, najbliższej jutrzenki
Promień się stawił, to i przez te czasy
Przeszliby wszystkie z rozpaczą zapasy..
Bo wieczność całą trwa godzina męki.
Niepewność strasznym smaga człeka biczem,
I żmij szarpiących węzłem tak ugniata,
Że coraz słabszem płonie serce zniczem…
Że duch na gwiazdy przed czasem odlata,
A ciało, co jest żywem odtąd niczem…
Na pastwę idzie ślepym mocom świata.
3.
Z najdłuższych przecież chwil żywot się składa
Hiobów nowych, gdy im zegnie karki
Nienawistników złych harda gromada,
Nadepnie nogą i siędzie na karki.
Z każdą im chwilą, wbita w bok ostroga,
Zwycięskim bodźcem głębiej pierś przewierca,
I wszystko mnoży ból ogromny serca,
Bo spokój – hańbą, a nadzieją – trwoga…
Więc karyjatyd taki, gdy się wzmoże
Unieś swą głowę w górne firmamenty,
A tam wciąż głuche wielkich basów morze..
To twarz w dłoń kryjąc, wije się spod pięty,
I we krwi jąka: o! wszechmocny Boże!
W swej cierpliwości zgoła niepojęty!?
4.
Człek cię nie pojmie, bo i pojąć trudno,
Gdy patrzeć możesz, jak go depce tłuszcza…
Jak przy nieprawym coraz bardziej ludno,
A prawą cnotę cały świat opuszcza.
W przechwałkach mocy, co Twe krzywdzi Imię,
Wszechmocy Twojej, o Panie, nie pozna…!
Ale potęgi miłosierdzia dozna,
Gdy go już zdławić ma ramię olbrzymie..
Gdy i najbliżsi, gdzieś płacząc na stronie,
Twarz odwracają od męki widoku…
Gdy sam już bez sił i z myślą o zgonie…
Do stóp Twych padnie w boleści natłoku –
Ty z gwoździ zerwiesz twe przybite dłonie,
By go jak syna przytulić do boku.