Żydzi opatowscy

Józef Piliński

· Zydzi · Opatowek · historia ·

Nie było ich wielu, najwyżej dwanaście rodzin. Gdzieś, w jakiejś odległej przeszłości, podobno w dobrach prymasowskich nie wolno było im się osiedlać i dlatego zjawili się w Opatówku dopiero chyba w dziewiętnastym wieku. Mieszkali rozrzuceni po całym mieście, w wynajętych bądź własnych mieszkaniach czy domach. Biedniejsi i zamożniejsi. Zajmowali się rzemiosłem, ale przede wszystkim handlem w skromnych sklepikach, w których można było kupić dosłownie wszystko - od "szuwaksu do boraksu". Sprzedawali za gotówkę i na tzw. "kredkę". Zawsze przesadnie grzeczni i usłużni, żegnali każdego klienta "poleceniem się na przyszłość".

Ubrani byli różnie, część z nich chodziła w typowych żydowskich chałatach i butach z cholewami, a na głowach zawsze i wszędzie w jarmułkach, część w normalnych, przyjętych przez wszystkich strojach. Kobiety i to tylko starsze, wyróżniały się jedynie tym, że na głowach nosiły peruki. W soboty natomiast, jako dzień świąteczny, można było obserwować specjalny strój mężczyzn udających się do bożnicy na modlitwę. Każdy z nich, stary i młody dźwigał ze sobą worek, najczęściej uszyty z aksamitu ozdobiony jakimiś elementami żydowskimi, w których znajdowały się księgi talmudyczne.

Do domu modlitwy udawali się tylko mężczyźni. Dom modlitwy, czyli bożnica - ładnie to brzmi - był zwykle wynajętym mieszkaniem, ostatni, który pamiętam był na ulicy Łódzkiej w drugim domu od Rynku, w podwórzu. Tam właśnie schodzili się modlący, wspólnie i oddzielnie wymawiali półgłosem swoje modlitwy, przy czym każdy oddzielnie kręcił się po bożnicy - słowem, robiło to wrażenie wielkiego harmidru.

W jesieni natomiast obchodzili Żydzi ośmiodniowe tzw. "kuczki" chyba na pamiątkę ich pobytu na pustyni po wyjściu z Egiptu. W tym właśnie czasie na zewnątrz swoich domów, w podwórzach lub na balkonach budowali z gałęzi, desek lub nawet płócien coś w rodzaju szałasu lub namiotu i tam odprawiali modlitwy. W czasie całego tygodnia modlili się i odżywiali tylko rytualną "macą" ( maca to ciasto sporządzone z mąki i wody upieczone na ogniu).

Nie mogli wówczas wykonywać żadnej pracy, uczniowie nie chodzili do szkoły, a w domu nie mogli pisać, nie palili ognia, nie jedli potraw gorących, przestrzegali dziesiątków innych przepisów, których nigdy nie zgłębiłem. Zresztą podobne zakazy obowiązywały w każdą sobotę, jako w dzień świąteczny. Szabas ten trwał od zachodu słońca w piątek do zachodu w sobotę.

Łobuzeria opatowska w czasie tych religijnych uroczystości często dokuczała modlącym się Żydom, rzucając im do bożnicy lub kuczek kamienie, koty. Znosili to cierpliwie, ale niejednokrotnie objawiali złość, rozpacz i chęć odwetu.

Niektórzy z tych Żydów tzw. chasydzi, np. czapnik, Kołtun i może inni, którzy surowo przestrzegali przepisów Talmudu, czyli zbioru praw judaizmu, najczęściej rano odprawiali w domach modlitwy. Zakładali wtedy na siebie specjalne szaty rytualne, jakieś sznury, klocki na głowę. Myśmy to wszystko nazywali jednym słowem "pacierze". W czasie takiej porannej modlitwy nie było siły, aby w czymkolwiek można było zakłócić lub przerwać im modlitwę.

Z uwagi na stosunkowo małą liczebność Żydów w Opatówku nie mieli oni swego duchownego, tzw. rabina. Kto go zastępował i z jakimi kompetencjami nie wiem. Może tzw. rzezak, który dokonywał uboju rytualnego drobiu, bydła i cieląt. Mięso wieprzowe było trefne i takiego Żydzi nie jadali. Funkcje takiego rzezaka polegały na tym, że przy pomocy bardzo ostrego noża i tylko jednego - podkreślam - jednego pociągnięcia, zwierze musiało być uśmiercone, inaczej mięso stawało się trefne i nie mogło być spożywane przez Żydów. W wielu wypadkach takie trefne mięso było sprzedawane gojom.

W swoim życiu codziennym mieli oni dziesiątki najrozmaitszych przepisów talmudycznych, które ich obowiązywały i których ściśle przestrzegali. Dotyczyły one uroczystości weselnych, pogrzebowych i szabasowych. W miarę lat część Żydów, zwłaszcza młodzież, wyłamywała się z tych rygorów, zapewne wpływała na to szkoła, do której dzieci żydowskie wspólnie z polskimi uczęszczały, wzajemne stosunki z Polakami, a nie bez znaczenia był zapewne także interes osobisty.

Żyli w środowisku wspólnie z Polakami, z nimi dzielili swe troski i zmartwienia, łączyły ich wspólne interesy handlowe, najmniej jednak towarzyskie czy rodzinne. Mimo wszystko byli grupą w dużej mierze wyizolowaną, żyjącą w swoich kręgach związanych rygorystycznymi zwyczajami religijnymi. Politycznie umieli się pokłonić każdemu panu. W czasie I wojny żyli zgodnie z Niemcami. Ich mentalność stale i wszędzie była skierowana na "interes".

Można postawić pytanie: dlaczego piszę o Żydach, dlaczego ich wspominam? - Po pierwsze: byli oni nierozerwalną częścią społeczności opatowskiej, przy tym niezwykle oryginalną i interesującą. Po drugie: w czasie II wojny światowej spotkał ich tragiczny los wymordowania w hitlerowskich obozach śmierci. Zdaje się, że nikt z przedwojennych opatowskich Żydów wojny nie przeżył.
Może tych kilka słów będzie skromnym wspomnieniem ich pamięci.


"Opatowianin", czerwiec 1991



Data utworzenia: przed 2009-01-01
Data aktualizacji: 2009-09-23

Najpopularniejsze

Brak osbługi Flash lub Javascript w Twojej przeglądarce.

Przeglądaj TAGI

Mapa strony