Preparanda w Opatówku istnieje od grudnia 1919 r. W roku 1920 ukończyło ją 20 chłopców i dwie dziewczynki. Dla dziewczynek zarezerwowano od razu miejsca w Seminarium Nauczycielskim w Zgierzu, a chłopców znacznie trudniej było umieścić. Seminarium w Łowiczu jest zbyt oddalone od Opatówka, skąd przeważnie pochodzą uczniowie preparandy, w Łęczycy również dość odległej seminarium otworzone jeszcze nie było.
Powstał nowy projekt otworzenia pierwszego kursu seminarium nauczycielskiego przy preparandzie. Preparanda w Opatówku należy do tych, niestety, nielicznych preparand, które mają obszerny i zupełnie wygodny lokal, toteż, skurczywszy nieco preparandę na rzecz nowego seminarium, można było śmiało umieścić jeszcze jeden kurs i jeszcze kilkunastu chłopców w bursie.
Z chwilą uzyskania pozwolenia trzeba było myśleć o urządzeniu klasy. Pożyczyło się ławek z miejscowej szkoły powszechnej, trochę, co prawda, za małych dla naszych seminarzystów, kupiło się tablicę, wstawiło stolik, krzesełko, parę reprodukcji na ścianie uzupełniło całość - i klasa gotowa.
Każdy z nas jednak pamięta, w jak okropnych warunkach rozpoczynaliśmy pracę w 1920 roku po krwawym najściu wroga. Kilka większych gmachów w Opatówku zostało zarekwirowanych dla wojsk, między nimi i gmach preparandy. Po wielu staraniach wojsko opuściło szkołę dopiero przy końcu września, i w październiku już można było lekcje rozpocząć. Cóż z tego, kiedy nie było komu uczyć. Większa część nauczycieli walczyła na froncie, a miejsca ich zarówno w szkołach średnich, jak i powszechnych świeciły pustkami. Nic więc dziwnego, że nikogo nie wyznaczono do rozszerzonej preparandy. Gdyby jeszcze pozostały personel nauczycielski preparandy był w komplecie, można byłoby z trudem zaradzić złemu. Ale na początku września jedna z nauczycielek zachorowała na tyfus brzuszny i trzeba ją było zawieźć do szpitala w Kaliszu. Została więc tylko jedna nauczycielka i kierownik.
Tymczasem 1 października zjechało się 15-tu chłopców do naszej bursy. Nie odsyłaliśmy ich do domu, bo lada dzień spodziewaliśmy się nominacji jakiegoś nauczyciela czy nauczycielki, a co za tym idzie, rychłego rozpoczęcia lekcji. Była obawa, że chłopcy, wałęsając się z kąta w kąt, szczególnie w rannych godzinach, podczas lekcji w preparandzie, rozpróżniaczą się i rozłobuzują, staraliśmy się więc wszelkimi siłami zapełnić im czas: pożyczaliśmy im książki do czytania, zadawaliśmy lekcje, oddaliśmy im pod opiekę młodszych kolegów, dozór nad bursą.
W połowie października zaangażowano jedną z sił nauczycielskich nieetatowych, znajdujących się na miejscu; była to już znaczna pomoc, która pozwoliła nam uruchomić kurs III.
Na kilka dni przed rozpoczęciem lekcji ogłosiliśmy egzaminy; zjawiło się kilkunastu kandydatów, z których 11 zostało przyjętych. Z tych jedenastu zaledwie kilku poziomem naukowym, wychowaniem i wyrobieniem dorównywało wychowankom preparandy, reszta była nabytkiem nieszczególnym. Pomimo to kurs jako całość robił wrażenie nadzwyczaj sympatyczne, charakter nadawali mu ci lepsi uczniowie, których przecież była większość. Lekcje posuwały się z wielkim trudem naprzód, ale zawsze trwały bez przerwy. Nieraz dwa razy w tygodniu, a czasem i częściej, kierownik zmuszony był w sprawach administracji i aprowizacji bursy jeździć do Kalisza, a wtedy na trzy kursy zostawały tylko dwie nauczycielki.
Dopiero w początkach grudnia personel nauczycielki został skompletowany; wróciła koleżanka z urlopu, udzielonego jej po chorobie i przybył jeden z kolegów, uwolniony z wojska. Odtąd lekcje poszły normalnie. Trzeba było jednak bardzo intensywnie pracować, aby wymaganiom programu zadość uczynić. W pracy wychowawczej dzielnie pomagali nam nowi seminarzyści. Oni to byli drużynowymi i zastępowymi w harcerstwie, oni pomagali nam organizować wycieczki, ich praca dawała najwidoczniejsze rezultaty przy urządzaniu przedstawień, oni współdziałali z nami w kierowaniu młodszymi kolegami przy pracy w "Sklepiku" i "Bratniej Pomocy", oni wreszcie założyli kółko samokształcenia, mające na celu wspólne czytanie książek, pisanie wypracowań, pomaganie słabszym kolegom i koleżankom w naukach, i trzeba przyznać, że praca owego kółka samokształcenia wywierała wpływ bardzo dodatni na poziom umysłowy naszych wychowanków. Przez ten rok pracy nad nimi przywiązaliśmy się do nich bardzo i chwila rozstania zarówno dla nas, jak i dla nich była ogromnie przykra. A przecież przez cały rok wiedzieliśmy, że się rozstaniemy, bo już drugiego kursu seminarium w żaden sposób nie możnaby zmieścić w gmachu Preparandy. Po długim szukaniu znaleziono odpowiedni gmach w Liskowie; było w nim dawniej gimnazjum. Gimnazjum to jednak nie miało przyszłości, zostało więc przekształcone na seminarium. Są już w nim w roku bieżącym dwa kursy seminaryjne i szkoła ćwiczeń.
Choć nasze seminarium zostało przeniesione o 14 km od Opatówka, jednakże nigdy nie przestaliśmy go uważać za coś naszego i nie przestaliśmy się nim interesować . Nie ma takiej niedzieli, w której nie mielibyśmy wizyty naszych chłopców z Liskowa. Przychodzą dowiedzieć się, co u nas słychać i opowiedzieć swoje spostrzeżenia i przeżycia. Bardzo serdecznie zapraszają nas do Liskowa i pewnie którejś pogodnej soboty wybierzemy się tam z wycieczką
Lidia Jacuńska
"Opatowianin", Kwiecień - maj 2004
Uczestnicy jednego z przedstawień teatralnych
(fot. ze zbiorów Marii Królewiczowej)
Wycieczka uczniów Preparandy do Wieliczki - 1.07.1923 r.
(fot. ze zbiorów Haliny Mikołajczykowej)