Przed wojną nazywała się ulicą Starokaliską. Wąska, nieprzelotowa, zaczynała się przy kamienicy p. Walentego Pawłowskiego, a kończyła na wysokości domu pp. Żarneckich i parkanu okalającego ogród poczty. Z ulicy Starokaliskiej wjechać można było na ul. Poprzeczną i Św. Jana. W czasie okupacji Niemcy budując drogę z Łodzi do Kalisza wyburzyli wszystkie domy po prawej stronie wybrukowanej drogi (na wysokości obecnej wysepki przystanku autobusowego), aż do ul. Św. Jana. Na początku lat 50-tych zaledwie osiem budynków można było policzyć na odcinku do dzisiejszej ulicy Szkolnej. Po lewej stronie było tylko 5, a po prawej 3 domy mieszkalne.
W kamienicy Walentego Pawłowskiego pracowały maszyny tkackie prywatnej spółki braci F. i I. Macke oraz W. Lisiaka. Po przeniesieniu tej małej fabryczki do pomieszczeń manufaktury (dziś muzeum), Gminna Spółdzielnia uruchamiała tu swoje sklepy: cukierniczy, piekarniczy, warzywny. Był tu jakiś czas zakład szewski i prywatny sklep spożywczy. W budynku pana Jerzego Skiby pan Zdzisław Naszyński miał prywatną piekarnię. Na św. Marcina (według tradycji poznańskiej) sprzedawał pieczone specjalnie na tę okazję, rogale z makiem, lub przekładane słodką masą. Przed każdymi świętami nasze mamy i babcie miały udostępnioną piekarnię do przygotowania i wypieku własnych pierników, strucli, ciastek i placków. Późniejszym najemcą tego lokalu była już niepodzielnie Gminna Spółdzielnia, urządzając tu koleje sklepy: tzw. żelazny, warzywny, magiel.
Narożnikowy dom ulic Poprzecznej i Kaliskiej to posesja Władysława Kuczaka z okresu pierwszych lat powojennych. Mały sklep kolonialny zapamiętałem gdyż z prawej strony lady była gablota pełna ciastek i cukierków w kolorowych papierkach. Później sklep był własnością Bronisławy Tomaszewskiej. Kolejny właściciel tego domu - p. Miklas otworzył zakład zegarmistrzowski. Ten dom, a dokładniej jego balkon zawsze mi przypomina zdarzenia z okresu okupacji.*
Słysząc werble Hitlerjugend wybiegałem by ze strachu pobiec na pochód młodych ludzi w ciemnych kamizelach. Drugim zdarzeniem, które utkwiło mi w pamięci, to wyjście z ukrycia na ulicę po strzelaninie nocnej. Z ojcem byliśmy właśnie pod balkonem, gdy grad pocisków od strony 3 maja uderzył w ścianę pod balkonem. Ślady od pocisków były widoczne aż do otynkowania ściany.*
Na ilość rzeźników Opatówek chyba nigdy nie musiał narzekać. Na ul. Poprzecznej pp. Anna i Bronisław Jabłkowscy mieli warsztat i sklep rzeźniczy. Kilkadziesiąt metrów dalej na ul. Kaliskiej było rzeźnictwo pana Antoniego Salamona. Idąc dalej nietrudno zauważyć pompę wody pitnej. Był to punkt czerpalny wody w centrum Opatówka. Pobierali tu wodę mieszkańcy ul. Kościelnej, Poprzecznej i Św. Jana. Niektórzy nawet mieli nosidła, które nakładali na ramiona i nimi czerpali wiadra z wodą. Po drugiej stronie ulicy na rogu Św. Jana i Kaliskiej stał parterowy dom p. Wandy Glapowej. W szczytowej jego ścianie w latach 50 był warsztat ślusarski p. Cieślaka z naprawą rowerów. Przez kilkanaście następnych lat Jan Zimny świadczył usługi krawieckie. Pozostały odcinek tej strony ulicy był niezabudowany. Był natomiast w okresie zimowym miejscem harców dla dzieci i młodzieży, ponieważ wysoka i łagodna górka nadawała się na ślizgawkę. Przy domu Gillerów w latach pięćdziesiątych był przystanek MPK. Mam w pamięci te niewiarygodne sceny, które rozgrywały się w każdy dzień targowy o godz. 7.15. Autobus miał 45 miejsc, a pasażerów "ubiło" się około setki i tyle samo zostawało na następne kursy (co półtorej godziny). Udręką były kosze i torby gospodyń wiejskich. Na targ do Kalisza woziły: nabiał, kaczki, kury, tobołki z pierzem, a nawet prosiaki. Folklor był to doskonały. Agresywność pasażerów rozładowywały sytuacje komiczne, które nie należały do rzadkości. Bilet w jedną stronę kosztował 1,75 zł.
Z okresu lat 60 i 70 pochodzą domy Heleny Banasiakowej, Franciszka Królewicza, p. p. Burków, Salamonów i Łosiaków, p. Wanatów i Krymarysów, Zdzisława Naszyńskiego, Józefa Romańczyka, Tomaszewskiego, p. Henryka Szymańskiego, Tadeusza Łosiaka i Zygmunta Majchrzaka.
W latach pięćdziesiątych na gruntach podworskich wybudowano zakład przetwórstwa owoców i warzyw - filię fabryki w Kotlinie. Po niedługim czasie zakład zlikwidowano, a obiekt przejęła Opatowiecka Fabryka Mebli, która z czasem została zakładem Jarocińskich Fabryk Mebli. Po drugiej stronie ulicy w 1960 r. Gminna Spółdzielnia zlokalizowała swoją siedzibę budując Dom Towarowy oraz zaplecze magazynowo-techniczne dla swojej działalności.
Między ulicami Piaskową i Szkolną był most, z którego od dwóch lat nie ma śladu. Drogowcy chyba uznali, że bariery zabezpieczające są już niepotrzebne, bo rów zasypano równo z chodnikiem.
Ulica Kaliska coraz bardziej zaczęła się wydłużać. Na początku lat 70 wybudowano motel "Czarnuszka". Ze względu na zagrożenie pożarowe wymieniono pokrycie dachowe ze strzech trzcinowej na dachówkę. W latach osiemdziesiątych Gminna Spółdzielnia wybudowała stację benzynową i zakład naprawy i obsługi samochodów. Mniej więcej od tego miejsca jezdnia po obu stronach obsadzona była kilkudziesięcioletnimi wierzbami. Po lewej stronie znajdują się jeszcze dwa obiekty. Tuczarnia wybudowana w latach pięćdziesiątych i hydrofornia wodociągu wybudowana w latach osiemdziesiątych. Nie ma już śladu po dwukondygnacyjnym budynku rogatki kolejowej tuż przy wiadukcie.
Idąc poboczem jezdni zastanawiam się, jak to było możliwe, że trzydzieści kilka lat temu ta sama jezdnia, tyle ze betonowa, mogła być "deptakiem" Opatówka. Po betonówce spacerowały grupy młodzieży i dorosłych do dębów i z powrotem starą drogą kaliską do szkoły. Były też spacery dalsze, za dębami w prawo do lasu, albo w lewo na "Zagórek". I oto co zauważyłem. Drogi na "Zagórek" już nie ma. Pamiętamy ją przecież, między grabowym żywopłotem od strony sadu, a płotem tuczarni. Ciekawe komu było za mało ziemi, Zakładom Mięsnym czy Szkole Ogrodniczej? Fakt, że przywłaszczono sobie nie swoją własność.
* - Jan Kowalkiewicz, przypis marzec 2004
"Opatowianin", marzec 1992