W piatkowy wieczór 4 grudnia 2009 roku goście biblioteki mieli okazję przenieść się na południe Afryki. A to za sprawą Małgosi Sulwińskiej, która przybyła, by podzielić się swoimi wrażeniami z wolontariatu w RPA.
Małgosia opowiadała o swoim, prawie dwumiesięcznym, pobycie w tym ezgotycznym dla nas kraju. Można było usłyszeć o różnych stronach życia w afrykańskich wioskach: jasnych, ale i tych trudnych, a nawet okrutnych. Wystąpienie wzbogaciła prezentacja licznych fotografii oraz pamiątek z Afryki.
Dziękujemy Mariuszowi Pyszlowi za wypożyczenie rzutnika multimedialnego do prezentacji zdjęć na spotkaniu.
Sama bohaterka wieczoru pisze:
"W czerwcu ubiegłego roku polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyjęło projekt utworzenia biblioteki w misji katolickiej Siloe w Republice Południowej Afryki. Instytut Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych Uniwersytetu Warszawskiego, w którym studiuję, wysłał tam mnie oraz dwóch starszych studentów do RPA.
Misja katolicka Siloe znajduje się w północnej, bardzo biednej części RPA. Jest to ośrodek prowadzony dla dzieci niewidomych i niedowidzących przez trzy Siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża (siostry z tego zgromadzenia prowadzą również szkołę dla niewidomych w Laskach). Obok Siloe znajduje się szkoła Vrederust dla dzieci widzących pochodzących z pobliskiej wioski Thogkwanen. W ośrodku przebywa około 200 dzieci z dysfunkcją wzroku. Połowa z nich to albinosi – murzyńskie dzieci o białej skórze. Albinosi są w wyjątkowo trudnej sytuacji, ponieważ nie są akceptowani przez społeczeństwo, są brutalnie mordowani a ich skóra używana przez szamanów do sporządzania różnych specyfików leczniczych i magicznych. Misja w Siloe jest dla tych dzieci azylem; tu czują się szczęśliwe i bezpieczne. Nie chcą wracać do domów na wakacje. Siostry prowadzą również szkołę podstawową dla dzieci z wioski, a w tym roku uruchomiono pierwszą integracyjną klasę liceum. Dzieci przygotowują się do zdania matury.
Z podziwem przyglądałam się Siostrom, które całkowicie poświęciły się dzieciom doświadczonym przez los. Zarządzanie dużym ośrodkiem i szkołą wymaga wielkiej energii i przedsiębiorczości, znajomości miejscowych języków i zwyczajów, a także dobrej współpracy z władzami RPA, które nie zawsze rozumieją problemy ich podopiecznych. Siostry na co dzień spotykają się z dziecięcymi tragediami. Dzieci są niewidome i niedowidzące, oprócz tego są gnębione nieuleczalnymi chorobami, jak AIDS czy nowotwory skóry (powszechne wśród albinosów). Siostry starają się, by dzieci ukończyły szkołę i nauczyły się zawodu, by poszerzały swoją wiedzę przydatną do samodzielnego życia. Nie jest to łatwe, gdyż nie mają wpływu na dobór kadry nauczycielskiej. W interesie dzieci Siostry starają się poznać ich rodziny. Niektórzy wychowankowie po wyjściu z ośrodka nie mogą znaleźć dla siebie domu i pracy, więc znów są przygarniani przez Siostry. Nic więc dziwnego, że Siostry są szanowane przez tych mieszkańców RPA, którzy z nimi współpracują.
Nasza trzyosobowa grupa wyjechała w sierpniu tego roku na 7 tygodni z jasno określonym zadaniem – zorganizowania biblioteki z prawdziwego zdarzenia. Na miejscu zastaliśmy kilka tysięcy książek czarnodrukowych i braillowskich. Niestety wiele z nich było już nieaktualnych lub zbyt zniszczonych. Przeorganizowaliśmy zbiory, kupiliśmy wiele nowych książek, uruchomiliśmy komputerowy system wypożyczeń, stworzyliśmy kącik dla najmłodszych oraz pokój multimedialny z komputerami, odtwarzaczami audio i telewizorem. Przeszkoliliśmy przyszłego bibliotekarza oraz nauczyliśmy dzieci jak korzystać z biblioteki. Nasza praca nie poszła na marne. Biblioteka spotkała się z dużym zainteresowaniem dzieci i nauczycieli.
W czasie pobytu w ośrodku zaprzyjaźniliśmy się z dziećmi. Najbardziej wzruszająca dla mnie była wspólna wycieczka w góry z dziećmi niedowidzącymi. Dla wielu była to pierwsza wielka wyprawa poza teren ośrodka. Dzieci szły w górę bardzo dzielnie, często boleśnie raniąc się ostrymi, twardymi cierniami wielkości ludzkiego palca, których mnóstwo znalazło się na naszym szlaku. Były bardzo dumne i szczęśliwe z osiągniętego szczytu. My podziwialiśmy krajobraz, dla dzieci istniał on tylko w wyobraźni.
Poza pracą w bibliotece mieliśmy okazję poznać skrawek RPA, gdyż Siostry w nagrodę za pracę, zabierały nas na wycieczki. Pewnej niedzieli przejechaliśmy 700 km przez góry (Siostra Fides, która zarządza całym ośrodkiem, jest wspaniałym kierowcą). RPA jest krajem tak ogromnym i różnorodnym, że w różnych regionach życie ludzi może wyglądać zupełnie inaczej. Jest również krajem kontrastów. Wielkie miasta opływają w luksusie, natomiast na ich obrzeżach i na wsi ludzie mieszkają w glinianych lub blaszanych chatach i nie mają dostępu do bieżącej wody. W północnym RPA czas płynie zdecydowanie wolniej i spokojniej. Ludzie, mimo że żyją w znacznie trudniejszych warunkach, wydają się być szczęśliwsi niż Europejczycy. Nigdy się nie śpieszą, nie znają stresu. Jeśli tylko są najedzeni, czują spokój i zadowolenie. Tempo pracy też jest zupełnie inne; to co my wykonalibyśmy w ciągu jednego dnia, im zajmie około 2 tygodni. Mają na to wpływ wysokie temperatury, które w południe dochodzą do 40 stopni.
Lokalne wierzenia mają bardzo duży wpływ na życie Południowoafrykańczyków. Mieszkają w okrągłych chatach, bo wierzą, że w kątach czai się nieszczęście. Śpią przy zamkniętych oknach, aby w nocy nie przyleciała wiedźma i nie rzuciła na mieszkańców chorób.
Ludzie śpią w blaszanych barakach albo chatach z gliny. Życie codzienne – pranie, gotowanie odbywa się przed domem. Sytuacja kobiet jest trudna. Płeć piękna jest traktowania jako gorszy gatunek człowieka. Kobieta przed zamążpójściem powinna mieć dzieci, aby udowodnić, że jest płodna. Gdy ma miesiączkę, może jeść tylko w najdalszym kącie w ogrodzie, ponieważ jest „nieczysta”. Są takie regiony, w których kultura zabrania kobietom myć się w te dni. Wiele dziewczynek i kobiet jest gwałconych. Dzieci w szkole podstawowej na zajęciach z psychologii uczą się jak radzić sobie z pedofilią czy gwałtami.
Poważnym problemem jest wirus HIV. W Thogkwanen na AIDS choruje 40% osób. Są regiony, gdzie wskaźnik ten wynosi aż 80%.
Nierówności społeczne oraz skutki apartheidu sprawiają, że RPA jest dla białych bardzo niebezpiecznym krajem. W miastach standardem są wysokie mury i druty pod napięciem, w wioskach druty kolczaste. W każdym ośrodku turystycznym aż roi się od uzbrojonych ochroniarzy. Po wejściu do samochodu, drzwi blokują się automatycznie. Biały porusza się po mieście tylko własnym samochodem albo w towarzystwie rdzennego Południowoafrykańczyka. Po zapadnięciu zmroku ulice miast pustoszeją.
Mimo wszystko jest to bardzo piękny kraj. O ogromnych przestrzeniach dających poczucie wolności, wspaniałych drogach (tak, moglibyśmy uczyć się od Afrykańczyków jak budować drogi!), bujnej i różnorodnej roślinności i dzikich zwierzętach żyjących „tuż za rogiem”. Jest to miejsce fascynujące i przerażające, do którego chce się wracać. Które przyciąga swoją innością, bogatą, acz dla nas często niezrozumiałą kulturą. Ja jestem już uzależniona i wiem, że kiedyś tam wrócę."